1 października 2018

Zapowiedzi wydawnicze na październik




Zupełnie nie spodziewałam się, że w październiku będzie tak dużo nowych książek. Oczywiście żadnej nie kupię – za dużo mam do kupowania starych książek – ale zapowiedzi zazwyczaj robię starannie, żeby zainteresować Was konkretnymi tytułami i wydawnictwami oraz zrobić sobie samemu ponadczasowy spis Obiecujących Czytadeł. W tym miesiącu jednak poddałam się i ogarnęłam tylko kilka wydawnictw, a i tak wyszło 13 książek. Kolejne bałam się przeglądać, nie umiałabym odmówić żadnej książce i zatrzymałabym się koło czterdziestki D:

Oto październikowe Godne Czytadła:




O kotach (Czarne)

Zbiór opowiadań o kotach pisanych przez takich ziomków jak Stefan Chwin, Olga Drenda, Piotr Paziński, Małgorzata Rejmer, Piotr Siemion czy Paweł Sołtys. Jako posiadacz kota zapewniam – można o nich pisać i czytać w nieskończoność!

O psach (Czarne)

Jak wyżej – opowiadania o psach napisane przez pisarzy takich jak Michał Cichy, Wioletta Grzegorzewska, Weronika Murek, Patrycja Pustkowiak, Krzysztof Varga i Andrzej Stasiuk. Psa również posiadam, z psami wychowuję się od urodzenia (mając na ich punkcie niezłego hopla) i psów zamierzam mieć mnóstwo (zdradzę, że mam już imiona przyszłych pupili: Morf, Fonem i Spock), więc pomysł na dzielenie się opowiadaniami o nich uważam za niezwykle fajny.

Pepiki. Dramatyczne stulecie Czechów. Mariusz Surosz (Czarne) 

Pepiki to książka o ludziach piszących historię, o zwycięzcach i o tych, którzy zapłacili najwyższą cenę za walkę o ideały. To opowieść o sławnych Czechach i nie mniej ważnych dla czeskiej historii postaciach drugiego planu: wybitnym pisarzu Karelu Čapku, urodzonym w Karlowych Warach Karlu Hermannie Franku, hitlerowskim zarządcy Protektoratu Czech i Moraw, amerykańskiej żonie pierwszego prezydenta Czechosłowacji, astronomie nawołującym do zjednoczenia kraju, księdzu-prezydencie oskarżonym o współudział w ludobójstwie, czeskim pilocie z Dywizjonu 303 i wielu, wielu innych. To błyskotliwe reportaże o czeskim człowieku, pozwalające otrząsnąć się ze stereotypów i uważniej spojrzeć na południowych sąsiadów.

Bo niby wiemy, że jacyś Czesi są i maja spoko piwo, a my ich kilka razy w tym wieku nieładnie najechalim, ale tak naprawdę większość ludzi (nieuważających na historii) o Czechach ma blade pojęcie.



Czesałam ciepłe króliki. Rozmowa z Alicją Gawlikowską-Świerczyńską. Dariusz Zaborek (Czarne)

Rozmowa o fenomenalnym optymizmie. W każdych warunkach, także w obozie koncentracyjnym. O tym, że człowiek umie przetrwać bardzo wiele i że do końca może pozostać młody. Alicja Gawlikowska-Świerczyńska – lekarka, była więźniarka obozu w Ravensbrück – w wieku dziewięćdziesięciu dwóch lat opowiada o swoim życiu. To niezwykły dokument, a zarazem porywająca opowieść o życiu kobiety silnej, odważnej i niezależnej.

Alicja Gawlikowska-Świerczyńska urodziła się w 1921 roku w Warszawie. Gdy miała dwanaście lat – umarła jej matka. Gdy miała szesnaście lat – zmarł jej ojciec. Gdy miała osiemnaście lat – wybuchła wojna. Działała w konspiracji. Po wpadce trafiła na pół roku do więzienia na Pawiaku, a potem na cztery lata do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück. Po wojnie została lekarką: pulmonologiem i anestezjologiem. Pracuje do dziś.

Z dwojga złego wolę optymizm niż martyrologię, a to brzmi jak naprawdę ciekawy żywot.

Czasy secondhand. Koniec Czerwonego człowieka. Swietłana Aleksiejewicz (Czarne)

 Nie sposób go z nikim pomylić, choć jest podobny i zarazem niepodobny do reszty ludzkości. Ma własny słownik i doskonale wie, co jest dobre, a co złe. Paszport radziecki przechowuje jako najcenniejszy skarb. Homo sovieticus.

Nie umarł wraz z upadkiem imperium, za to musiał stawić czoła nowej rzeczywistości, gdy wbrew przewidywaniom Marksa po socjalizmie nastąpił kapitalizm, ojczyznę zastąpił supermarket, a władzę przejęli handlarze i cinkciarze. Wiecznie żywy, chętnie opowiada o swoich bohaterach i męczennikach, o nadziejach i rozczarowaniach, o złości, frustracji i zderzeniu z rzeczywistością. To z tych opowieści, domowych i osobistych składa się niezwykła książka wybitnej białoruskiej autorki, laureatki literackiej Nagrody Nobla.

Swietłana Aleksijewicz po raz kolejny oddaje hołd zwykłemu człowiekowi, którego losy przeplatają się z Historią.

Wywracanie kultury. O dandysach, hipsterach i mutantach. Rafał Księżyk (Czarne)

„Tam, gdzie stawką jest przetrwanie, wszelkie chwyty są dozwolone. Sztuczny gest, maska, brikolaż, improwizacja, akty magii i prywatne mity liczą się bardziej niż racjonalne rachuby. Drobiazgi ponad systemy. Paradoksy ponad prawa. Funkcjonalność ponad moralność. Estetyczny materializm ponad uduchowiony racjonalizm”.
Trzeba sobie radzić, stwierdza autor. A skoro uwiera nas i osacza kultura, można ją wywrócić. Tylko jak to zrobić? I za jaką cenę?
Podpowiedzi dostarcza ten błyskotliwy esej, którego bohaterowie na szok nowoczesności odpowiadają szykiem. Księżyk nawiguje swą książką po luce między dyskursem humanistycznym a popkulturową mitologią i próbuje przyjrzeć się tradycji i użyteczności takich zjawisk jak sztuka drażnienia, mit błyskawiczny, narcyzm kompensacyjny, patafizyka, ironiczny konformizm, dryfowanie, psychogeografia, przechwycenie, rytmanaliza, cool, Neo-HooDoo i inne.
Wywracanie kultury odległe jest jednak od teoretyzowania. Skupia się na perspektywie dnia codziennego, a wszystko ogniskuje się wokół trzech figur niedocenionych bohaterów nowoczesności: dandysa, hipstera i mutanta.

O kusiła mnie ta książka od dawna, jak się dało podczytywałam fragmenty, i wygląda na coś fascynującego, chociaż... no możliwe też że mało zrozumiem.



 Dukla. Andrzej Stasiuk (Czarne) 

No więc Dukla. Dziwne miasteczko, z którego nie ma już dokąd pojechać. Dalej jest tylko Słowacja, a jeszcze dalej Bieszczady, lecz po drodze diabeł powtarza jak litanię swoje „dobranoc” i nic z rzeczy ważnych się nie przydarza, nic, tylko kruche domy przycupnięte przy szosie jak wróble na drucie, a pomiędzy nimi wietrzne wygony nieodmiennie zakończone niebem, które wznosi się, a potem przegina, zawisa nad głową, by wesprzeć się o przeciwległy skraj horyzontu. Tak jest – Dukla, uwertura pustych przestrzeni. Dokąd pojechać z Dukli? Z Dukli można tylko wracać. Podkarpacki Hel, urbanistyczna ultima Thule. Dalej już tylko drewniane chyżki i betonowe okruchy corbusierowskich bastardów – czyli rzeczy, z którymi pejzaż daje sobie jakoś radę.

Do białości. Ala Flora (Ha!art)

Albin nie ma prawa jazdy, bo jest płetwonogi, na szczęście Bianka ma potężne łapy. Decydują się na wspólną podróż samochodem.

Im mniej wiemy tym lepiej dla książki.

Ciemności, Yedda Morrison (Ha!art)

Czy Joseph Conrad był poetą natury, w podróży do prehistorycznej ziemi? Nic bardziej mylnego. W 2009 roku amerykańska artystka i pisarka konceptualna Yedda Morrison wydała broszurę Darkness (chapter 1) o znamiennym podtytule “odtwarzanie przed-kolonialnej dziczy. Biocentryczna lektura Jądra Ciemności Josepha Conrada”. [re-animating the pre-colonial wilderness: a biocentric reading of Joseph Conrad's Heart of Darkness]. Projekt urósł do rozmiarów pełnej książki wydanej w 2011 r., będącej w całości przechwyceniem angielskiego tekstu "Jądra ciemności", z którego artystka wymazała wszelkie ślady obecności człowieka.Tym, co pozostało, są elementy scenerii, rozrzucone po stronach archipelagi słów, kompozycje typograficzne, których głównym bohaterem i aktorem jest przyroda. Mroczna, zaskakująca, zabawna, wzniosła, bezsensowna.

Im bardziej bezsensowna tym lepiej dla książki.



Dizajn na co dzień. Don Norman (Karakter)

Pierwsze polskie wydanie kultowej książki poświęconej projektowaniu. Od czego zależy, czy przedmiot jest dobrze lub źle zaprojektowany? Kiedy spełnia on oczekiwania użytkowników, a kiedy zaspokaja wyłącznie ambicje projektanta? Co sprawia, że jedne przedmioty przechodzą do historii, a inne ulegają zapomnieniu? Donald Norman, amerykański psycholog kognitywny i projektant, wnikliwie i ze swadą opowiada o tym, na czym polega funkcjonalność projektowania i na czym opierają się nasze relacje z przedmiotami.

Te zapowiedzi to taki mój spis książek o designie, które sobie kupię gdy będę już bogata i zacznę zgłębiać tę pasję, na razie traktowaną po macoszemu.

Pani od obiadów. Lucyna Ćwierczakiewiczowa historia życia. Marta Sztokfisz (Wydawnictwo Literackie) 

Pani Lucyna miała niespełna czterdzieści lat, a już była obiektem zachwytów, złośliwych spojrzeń i plotek. Jej 365 obiadów za 5 złotych” było najchętniej czytaną polską książką tamtego okresu i zajmowało honorowe miejsce w tysiącach polskich domów, tuż obok Biblii. Nakłady kolejnych jej książek kucharskich przekraczały nakłady dzieł Mickiewicza i Słowackiego, prowadzony przez nią salon przy Królewskiej odwiedzały największe osobistości stolicy, a za roczną pensję mogła kupić trzy majątki ziemskie!

Uwielbiam, gdy książki wyciągają takie fascynujące, nieco zapomniane osoby i pozwalają rzucić się w nurt historii w pogoni za kimś niby zwyczajnym, nieobecnym w podręcznikach szkolnych, ale niezwykle ciekawym. Niejako od kuchni.


Wyzwolenie zwierząt. Peter Singer (Marginesy) 

Wyzwolenie zwierząt to biblia obrońców praw zwierząt i każdego, komu nieobce jest cierpienie naszych braci mniejszych.
Zwierzęta nie mogą same domagać się wyzwolenia ani też głosowaniem, demonstracjami czy bojkotem protestować przeciwko warunkom, w jakich żyją. Zdaniem Singera jednak normy moralne nie powinny odnosić się jedynie do ludzi, lecz do wszystkich istot, które zdolne są odczuwać cierpienie. Nie ma dobrych powodów pozwalających nam na używanie zwierząt do zaspokajania naszych potrzeb. Zwłaszcza na taką skalę i z takim okrucieństwem.

To nie jest mój temat. W gruncie rzeczy nie jem mięsa (od dobrych, hmmy, dziesięciu lat? zawsze uważałam że jest obleśne), ale nie ma to żadnego uzasadnienia etyczno-ideowego, a jak ktoś mi da parówkę to chętnie, parówki lubię. Tak samo buty i paski z prawdziwej skóry oraz membrany bębnów jeszcze pokryte włosiem kozy (czy tam czego) nie są dla mnie odrażające. Przez taką bardzo środkową, umiarkowaną postawę w zasadzie nie mam nic do powiedzenia w temacie, i na co dzień wyrzucam go w zakamarki „tyłu głowy”. Ciekawi mnie, czy taka książka by coś zmieniła.\

***

Spóźniłam się z tym wpisem o jeden dzień, żeby mieć we wrześniu publikację co pięć dni. Niestety! Ale i tak jestem z siebie dumna, bo najpierw wyszło to przypadkowo, a jak już wyszło, to szkoda było porzucać. Potem każda podzielna przez pięć data w kalendarzu budziła we mnie dziką potrzebę pisania i utrzymania tego trendu, nawet gdy byłam na wakacjach. Wrzesień uważam więc za bardzo udany jeżeli chodzi o blogowanie.

Październik będzie inny, bo np. jutro kończą mi się wakacje. Na razie cichy plan zakłada publikację w co siódmy dzień miesiąca – będą to niedziele -  i dzięki temu uzyskanie czterech wpisów. Nie mogę jednak nic obiecać, poza tym, że nadal będę aktywna na facebooku (trochę) oraz Instagramie (dużo, bo mocno weszło mi to medium). Także obserwujcie, lajkujcie i patrzcie na siódme dni tygodnia.

PS. Z okazji rozpoczęcia roku akademickiego pozdrawiam wszystkich, którzy pisali do mnie z pytaniami o studiowanie na UAM, bo zobaczyli mój wpis w tym temacie. Bardzo się cieszę, że mogę jakoś pomagać przyszłym filologom. Powodzonka, napiszcie mi, gdy odkryjecie gdzie jest sala 01.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia