Zupełnie
nie spodziewałam się, że w październiku będzie tak dużo nowych książek.
Oczywiście żadnej nie kupię – za dużo mam do kupowania starych książek – ale zapowiedzi
zazwyczaj robię starannie, żeby zainteresować Was konkretnymi tytułami i
wydawnictwami oraz zrobić sobie samemu ponadczasowy spis Obiecujących Czytadeł.
W tym miesiącu jednak poddałam się i ogarnęłam tylko kilka wydawnictw, a i tak
wyszło 13 książek. Kolejne bałam się przeglądać, nie umiałabym odmówić żadnej
książce i zatrzymałabym się koło czterdziestki D:
Oto
październikowe Godne Czytadła:
O kotach (Czarne)
Zbiór
opowiadań o kotach pisanych przez takich ziomków jak Stefan Chwin, Olga Drenda,
Piotr Paziński, Małgorzata Rejmer, Piotr Siemion czy Paweł Sołtys. Jako
posiadacz kota zapewniam – można o nich pisać i czytać w nieskończoność!
O psach (Czarne)
Jak
wyżej – opowiadania o psach napisane przez pisarzy takich jak Michał Cichy,
Wioletta Grzegorzewska, Weronika Murek, Patrycja Pustkowiak, Krzysztof Varga
i Andrzej Stasiuk. Psa również posiadam, z psami wychowuję się od
urodzenia (mając na ich punkcie niezłego hopla) i psów zamierzam mieć mnóstwo (zdradzę,
że mam już imiona przyszłych pupili: Morf, Fonem i Spock), więc pomysł na
dzielenie się opowiadaniami o nich uważam za niezwykle fajny.
Pepiki.
Dramatyczne stulecie Czechów. Mariusz Surosz (Czarne)
Pepiki to książka
o ludziach piszących historię, o zwycięzcach i o tych,
którzy zapłacili najwyższą cenę za walkę o ideały. To opowieść
o sławnych Czechach i nie mniej ważnych dla czeskiej historii
postaciach drugiego planu: wybitnym pisarzu Karelu Čapku, urodzonym
w Karlowych Warach Karlu Hermannie Franku, hitlerowskim zarządcy
Protektoratu Czech i Moraw, amerykańskiej żonie pierwszego prezydenta
Czechosłowacji, astronomie nawołującym do zjednoczenia kraju,
księdzu-prezydencie oskarżonym o współudział w ludobójstwie, czeskim
pilocie z Dywizjonu 303 i wielu, wielu innych. To błyskotliwe
reportaże o czeskim człowieku, pozwalające otrząsnąć się ze stereotypów
i uważniej spojrzeć na południowych sąsiadów.
Bo niby wiemy, że
jacyś Czesi są i maja spoko piwo, a my ich kilka razy w tym wieku nieładnie
najechalim, ale tak naprawdę większość ludzi (nieuważających na historii) o Czechach
ma blade pojęcie.
Czesałam ciepłe
króliki. Rozmowa z Alicją Gawlikowską-Świerczyńską. Dariusz Zaborek
(Czarne)
Rozmowa
o fenomenalnym optymizmie. W każdych warunkach, także w obozie
koncentracyjnym. O tym, że człowiek umie przetrwać bardzo wiele
i że do końca może pozostać młody. Alicja
Gawlikowska-Świerczyńska – lekarka, była więźniarka obozu w Ravensbrück
– w wieku dziewięćdziesięciu dwóch lat opowiada o swoim życiu.
To niezwykły dokument, a zarazem porywająca opowieść o życiu
kobiety silnej, odważnej i niezależnej.
Alicja
Gawlikowska-Świerczyńska urodziła się w 1921 roku w Warszawie. Gdy
miała dwanaście lat – umarła jej matka. Gdy miała szesnaście lat
– zmarł jej ojciec. Gdy miała osiemnaście lat – wybuchła wojna.
Działała w konspiracji. Po wpadce trafiła na pół roku
do więzienia na Pawiaku, a potem na cztery lata
do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück. Po wojnie została
lekarką: pulmonologiem i anestezjologiem. Pracuje do dziś.
Z dwojga złego
wolę optymizm niż martyrologię, a to brzmi jak naprawdę ciekawy żywot.
Czasy secondhand.
Koniec Czerwonego człowieka. Swietłana Aleksiejewicz (Czarne)
Nie
sposób go z nikim pomylić, choć jest podobny i zarazem
niepodobny do reszty ludzkości. Ma własny słownik i doskonale
wie, co jest dobre, a co złe. Paszport radziecki przechowuje
jako najcenniejszy skarb. Homo sovieticus.
Nie
umarł wraz z upadkiem imperium, za to musiał stawić czoła nowej
rzeczywistości, gdy wbrew przewidywaniom Marksa po socjalizmie nastąpił
kapitalizm, ojczyznę zastąpił supermarket, a władzę przejęli handlarze
i cinkciarze. Wiecznie żywy, chętnie opowiada o swoich bohaterach
i męczennikach, o nadziejach i rozczarowaniach, o złości,
frustracji i zderzeniu z rzeczywistością. To z tych
opowieści, domowych i osobistych składa się niezwykła książka wybitnej
białoruskiej autorki, laureatki literackiej Nagrody Nobla.
Swietłana
Aleksijewicz po raz kolejny oddaje hołd zwykłemu człowiekowi, którego losy
przeplatają się z Historią.
Wywracanie
kultury. O dandysach, hipsterach i mutantach. Rafał Księżyk (Czarne)
„Tam, gdzie stawką jest przetrwanie, wszelkie chwyty są
dozwolone. Sztuczny gest, maska, brikolaż, improwizacja, akty magii i prywatne mity liczą
się bardziej niż racjonalne rachuby. Drobiazgi ponad
systemy. Paradoksy ponad prawa. Funkcjonalność ponad moralność. Estetyczny
materializm ponad uduchowiony racjonalizm”.
Trzeba sobie radzić, stwierdza autor. A skoro uwiera
nas i osacza kultura, można ją wywrócić. Tylko jak to zrobić? I za
jaką cenę?
Podpowiedzi dostarcza ten błyskotliwy esej, którego
bohaterowie na szok nowoczesności odpowiadają szykiem. Księżyk nawiguje swą
książką po luce między dyskursem humanistycznym a popkulturową mitologią i próbuje przyjrzeć się tradycji i użyteczności
takich zjawisk jak sztuka drażnienia, mit błyskawiczny, narcyzm kompensacyjny,
patafizyka, ironiczny konformizm, dryfowanie, psychogeografia, przechwycenie,
rytmanaliza, cool, Neo-HooDoo i inne.
Wywracanie kultury odległe
jest jednak od teoretyzowania. Skupia się na perspektywie dnia codziennego,
a wszystko ogniskuje się wokół trzech figur niedocenionych bohaterów
nowoczesności: dandysa, hipstera i mutanta.
O kusiła mnie ta książka od dawna, jak się dało
podczytywałam fragmenty, i wygląda na coś fascynującego, chociaż... no możliwe
też że mało zrozumiem.
Dukla.
Andrzej Stasiuk (Czarne)
No
więc Dukla. Dziwne miasteczko, z którego nie ma już dokąd pojechać. Dalej jest
tylko Słowacja, a jeszcze dalej Bieszczady, lecz po drodze diabeł powtarza
jak litanię swoje „dobranoc” i nic z rzeczy ważnych się nie
przydarza, nic, tylko kruche domy przycupnięte przy szosie jak wróble na
drucie, a pomiędzy nimi wietrzne wygony nieodmiennie zakończone niebem,
które wznosi się, a potem przegina, zawisa nad głową, by wesprzeć się
o przeciwległy skraj horyzontu. Tak jest – Dukla, uwertura pustych
przestrzeni. Dokąd pojechać z Dukli? Z Dukli można tylko wracać. Podkarpacki
Hel, urbanistyczna ultima Thule.
Dalej już tylko drewniane chyżki i betonowe okruchy corbusierowskich
bastardów – czyli rzeczy, z którymi pejzaż daje sobie jakoś radę.
Do białości. Ala
Flora (Ha!art)
Albin
nie ma prawa jazdy, bo jest płetwonogi, na szczęście Bianka ma potężne łapy.
Decydują się na wspólną podróż samochodem.
Im mniej wiemy
tym lepiej dla książki.
Ciemności, Yedda
Morrison (Ha!art)
Czy
Joseph Conrad był poetą natury, w podróży do prehistorycznej ziemi? Nic
bardziej mylnego. W 2009 roku amerykańska artystka i pisarka konceptualna
Yedda Morrison wydała broszurę Darkness (chapter 1) o znamiennym podtytule
“odtwarzanie przed-kolonialnej dziczy. Biocentryczna lektura Jądra Ciemności
Josepha Conrada”. [re-animating the pre-colonial wilderness: a biocentric
reading of Joseph Conrad's Heart of Darkness]. Projekt urósł do rozmiarów
pełnej książki wydanej w 2011 r., będącej w całości przechwyceniem angielskiego
tekstu "Jądra ciemności", z którego artystka wymazała wszelkie ślady
obecności człowieka.Tym, co pozostało, są elementy scenerii, rozrzucone po
stronach archipelagi słów, kompozycje typograficzne, których głównym bohaterem
i aktorem jest przyroda. Mroczna, zaskakująca, zabawna, wzniosła, bezsensowna.
Im bardziej bezsensowna
tym lepiej dla książki.
Dizajn na co dzień.
Don Norman (Karakter)
Pierwsze
polskie wydanie kultowej książki poświęconej projektowaniu. Od czego zależy,
czy przedmiot jest dobrze lub źle zaprojektowany? Kiedy spełnia on oczekiwania
użytkowników, a kiedy zaspokaja wyłącznie ambicje projektanta? Co sprawia,
że jedne przedmioty przechodzą do historii, a inne ulegają zapomnieniu?
Donald Norman, amerykański psycholog kognitywny i projektant, wnikliwie
i ze swadą opowiada o tym, na czym polega funkcjonalność
projektowania i na czym opierają się nasze relacje z przedmiotami.
Te zapowiedzi to taki mój spis
książek o designie, które sobie kupię gdy będę już bogata i zacznę zgłębiać tę
pasję, na razie traktowaną po macoszemu.
Pani od obiadów.
Lucyna Ćwierczakiewiczowa historia życia. Marta Sztokfisz (Wydawnictwo
Literackie)
Pani
Lucyna miała niespełna czterdzieści lat, a już była obiektem zachwytów,
złośliwych spojrzeń i plotek. Jej „365 obiadów za 5 złotych” było
najchętniej czytaną polską książką tamtego okresu i zajmowało honorowe miejsce
w tysiącach polskich domów, tuż obok Biblii. Nakłady
kolejnych jej książek kucharskich przekraczały nakłady dzieł Mickiewicza i
Słowackiego, prowadzony przez nią salon przy Królewskiej odwiedzały największe
osobistości stolicy, a za roczną pensję mogła kupić trzy majątki ziemskie!
Uwielbiam, gdy
książki wyciągają takie fascynujące, nieco zapomniane osoby i pozwalają rzucić
się w nurt historii w pogoni za kimś niby zwyczajnym, nieobecnym w
podręcznikach szkolnych, ale niezwykle ciekawym. Niejako od kuchni.
Wyzwolenie
zwierząt. Peter Singer (Marginesy)
Wyzwolenie
zwierząt to biblia obrońców praw zwierząt i każdego, komu nieobce jest
cierpienie naszych braci mniejszych.
Zwierzęta
nie mogą same domagać się wyzwolenia ani też głosowaniem, demonstracjami czy
bojkotem protestować przeciwko warunkom, w jakich żyją. Zdaniem Singera jednak
normy moralne nie powinny odnosić się jedynie do ludzi, lecz do wszystkich
istot, które zdolne są odczuwać cierpienie. Nie ma dobrych powodów
pozwalających nam na używanie zwierząt do zaspokajania naszych potrzeb.
Zwłaszcza na taką skalę i z takim okrucieństwem.
To nie jest mój
temat. W gruncie rzeczy nie jem mięsa (od dobrych, hmmy, dziesięciu lat? zawsze
uważałam że jest obleśne), ale nie ma to żadnego uzasadnienia etyczno-ideowego,
a jak ktoś mi da parówkę to chętnie, parówki lubię. Tak samo buty i paski z
prawdziwej skóry oraz membrany bębnów jeszcze pokryte włosiem kozy (czy tam
czego) nie są dla mnie odrażające. Przez taką bardzo środkową, umiarkowaną
postawę w zasadzie nie mam nic do powiedzenia w temacie, i na co dzień wyrzucam
go w zakamarki „tyłu głowy”. Ciekawi mnie, czy taka książka by coś zmieniła.\
***
Spóźniłam
się z tym wpisem o jeden dzień, żeby mieć we wrześniu publikację co pięć dni.
Niestety! Ale i tak jestem z siebie dumna, bo najpierw wyszło to przypadkowo, a
jak już wyszło, to szkoda było porzucać. Potem każda podzielna przez pięć data
w kalendarzu budziła we mnie dziką potrzebę pisania i utrzymania tego trendu,
nawet gdy byłam na wakacjach. Wrzesień uważam więc za bardzo udany jeżeli
chodzi o blogowanie.
Październik
będzie inny, bo np. jutro kończą mi się wakacje. Na razie cichy plan zakłada
publikację w co siódmy dzień miesiąca – będą to niedziele - i dzięki temu uzyskanie czterech wpisów. Nie
mogę jednak nic obiecać, poza tym, że nadal będę aktywna na facebooku (trochę)
oraz Instagramie (dużo, bo mocno weszło mi to medium). Także obserwujcie,
lajkujcie i patrzcie na siódme dni tygodnia.
PS.
Z okazji rozpoczęcia roku akademickiego pozdrawiam wszystkich, którzy pisali do
mnie z pytaniami o studiowanie na UAM, bo zobaczyli mój wpis w tym temacie.
Bardzo się cieszę, że mogę jakoś pomagać przyszłym filologom. Powodzonka,
napiszcie mi, gdy odkryjecie gdzie jest sala 01.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz