24 sierpnia 2019

Shaun Bythell, Pamiętnik księgarza, recenzja długa przesadnie





Gdyby nam za to płacono, zaczęlibyśmy tę recenzję od:

„Kto z książkoholików nie marzył kiedyś o pracy w księgarni, wyobrażając sobie, jak godzinami czyta w wygodnym fotelu za ladą, przerywając lekturę tylko po to, żeby porozmawiać ze swoimi sympatycznymi i oczytanymi klientami o najnowszej książce niszowego pisarza czeskiego czy laureatach nagrody literackiej? Shaun Bythell, w przezabawnej i błyskotliwej książce „Pamiętnik księgarza” (Wydawnictwo Insignis) rozwiewa te wizje niczym szkocką mgłę nad ranem, opowiadając o walce z wszędobylskim Amazonem, wrednymi klientami, tymi okropnymi ludźmi, którzy wolą Kindle, i niebanalnej codzienności antykwariatu ze szkockiego miasteczka Wigtown.”

Ale nam nie płacą, możemy więc postarać się, żeby ten blog nie przypominał portfolia copywritera, a zamiast recenzji napisać Wam subiektywny esej, dlaczego akurat nam nieszczególnie podoba się  „Pamiętnik księgarza”, i uważamy tę książkę za coś mieszczące się w kategorii „prezent na święta” przy lekkim marnowaniu papieru.

Po opisy, o czym jest książka, to nie do nas. Wielu blogerów na pewno zrecenzowało ją za pomocą dwóch własnych zdań i blurba właśnie po to, żebyśmy my nie musieli tego robić (ale jesteśmy dzisiaj cyniczni – zaraz wyjaśnimy, dlaczego). Warto jednak wspomnieć, że Shaun Bythell napisał ją na podstawie własnych wspomnień – w zasadzie jest to jego dość starannie prowadzony dziennik z roku 2014 – ściśle umiejscowiony w czasie i przestrzeni, wśród konkretnych ludzi, w konkretnym mieście związanym z konkretnym festiwalem książkowym. Jego antykwariat jest też nieco znany, na facebooku z łatwością go znajdziecie i dowiecie się, jak my teraz, że za 20 minut zamykają (chyba nie zdążymy, kolega zajął teleport i nie chce wyjść), oraz że ma sporo obserwujących. To bycie na widoku publicznym ma swoje wady i swoje zalety.

Shaun w pisaniu książki wspomógł się głównie swoim ironicznym poczuciem humoru i podejściem do ludzi, które najlepiej opisać jako bycie okropnym dla tych, którzy są okropni dla ciebie, rozmieszane starannie z dawką bezczelności. Praca z ludźmi bez wątpienia jest przyjemniejsza, kiedy nikt nie może cię zwolnić za pyskowanie klientom, a ty dodatkowo masz do tego naturalne predyspozycje. To jest całkiem urocze. I zaraźliwe.

***

Lubimy, kiedy książki są zaraźliwe. Ta zaraża też chęcią czytania – jak powstrzymać się o czytania, kiedy czytasz o tak wielu fascynujących tytułach? Problemem może być fakt, że zaraża chęcią czytania czegoś innego, niż ona sama.

***

Wigtown to naprawdę mała miejscowość. Szybko sprawdziliśmy, i według Wikipedii nawet Kiszkowo (woj. wielkopolskie, straszna dziura, właśnie w niej siedzimy) ma więcej mieszkańców. Brakuje nam wiedzy o Szkocji, żeby zrozumieć, jakim cudem w Kiszkowie nie utrzymują się nawet lumpeksy, a w Wigtown utrzymują się księgarnie, ale to musi być intrygujące. Ważne jest to, że w tak małej miejscowości wszyscy się znają, i najfajniejszą, najbardziej uroczą i zabawną częścią książki jest właśnie ta małomiasteczkowość, wszyscy znajomi, którzy wpadają do sklepu, pomagają, przeszkadzają, kupują, tynkują, piją piwo i śpią w sklepie, jak akurat nie chce im się wracać do domu. Wpadają też często znajomi autora, organizatorzy festiwalu i znajomi znajomych ze wszystkich stron świata. Charakter autora zdaje się idealnie pasować do takiego kolektywnego, opartego na bliskich relacjach życia. A jakie to daje pole do popisu dla bystrego obserwatora ludzkich charakterów!

Nie obawiajcie się, do czytania jej wcale nie jest konieczny alkoholizm. 


***

Może to też działać na niekorzyść – nie wiemy, czy to tylko my się czepiamy, ale odnosiliśmy wrażenie, że autor jest bardzo ostrożny w opisach ludzi, szczególnie znajomych, co wypada często dość sztywno. Szczególnie że ma skłonności do powtarzania po wielokroć tego samego – np. jeden z przyjaciół za absolutnie każdym razem jest przedstawiany z imienia oraz jako wytatuowany poganin – obu tych rzeczy dowiadujemy się przy pierwszym spotkaniu z nim, i zaprawdę, starczy powiedzieć raz. Informacje o festiwalu książkowym organizowanym w miasteczku i antykwariacie również są powtarzane po wielokroć i tak sztywno, jakby autor bardzo starał się zrobić im reklamę i nie dodać nic, co mogłoby być uszczypliwe albo nietaktowne. Powtarzanie informacji albo narzekań na Amazon, które nic nie wnoszą,  strasznie nas  męczyło.

***

Amazon – w Polsce sprzedaż książek nie funkcjonuje jeszcze w taki sposób, jak opisuje to Bythell; nasz rynek ma swoje bolączki, ale problem tego, że ludzie kupują wszystko przez Amazon i księgarnie muszą być mu podległe u nas jeszcze nie powstał. Z naciskiem na jeszcze. Ta część nas najbardziej zainteresowała. Daleko nam do strzelania do czytników, ale przyszłość niezależnego, różnorodnego rynku książki bardzo nas martwi i warto poczytać, jak to wygląda gdzie indziej. Wielu może to jednak znudzić albo wydać się takim staruszkowym gadaniem kogoś nieprzystosowanego do nowej rzeczywistości. Tak też może być.

***

Inny lokalny koloryt nam w Polsce niedostępny – autor wspomina, że jego najstarsza książka jest z 1501 roku i wydała go wenecka oficyna Manucjusza. No kurcze, Manucjusz! Dla kogoś, kto wychowywał się na antykwariacie w Bydgoszczy... W Poznaniu nie jest lepiej, może Kraków, Warszawa, są w stanie zaoferować naprawdę stare książki, ale ogólnie ten kraj nie jest szczególnie szczęśliwym miejscem do przechowywania cennych kawałków zapisanego papieru. Zazdrościmy, oglądając jakie książki prezentuje na facebooku Bythell.

***

To nie jest tak, że książka jest nudna. Nie jest też tak, że jest ciekawa. Ot, cały problem – chociaż tematyka jest interesująca, potencjału nie ma. Mamy wrażenie, że tak pamiętnikarski styl nam zupełnie nie leży. Odrobina fabularyzacji by nie zaszkodziła; nasze życie nie jest nigdy aż tak interesujące, jak jego podkolorowana fabularnie wersja. Żeby to dobrze wyjaśnić – czytanie o okropnych klientach albo fajnej relacji ze współpracownikami jest super, ale czytanie o każdej naprawie vana, wyjeździe na ryby, opiniach na Amazonie, pakowaniu wysyłek, odwiedzinach znajomych, wyjściu do kina czy podwożeniu kogoś do miasta jest już na trzeciej stronie strasznie nudne. Szczególnie, gdy ma formę notatek mało refleksyjnych, raczej suchych i notowanych na szybko. Od połowy książki głównie przelatywałam ją wzrokiem, żeby to wszystko pominąć, jeżeli nie jest istotne dla głównego tematu książki.

Brakowało nam w niej porządnego redaktora, który by jednak doradził wywalić trochę z tych suchych faktów, zostawić samo mięso księgarniowe, może dorzucić więcej refleksji na różne tematy albo opisów miasteczka i okolic, wzajemnych stosunków lokalnych – żeby podkreślić klimatyczność miejsca akcji. Brakowało nam też dobrego polskiego korektora, który by poprawił niefortunne sformułowania i literówki.

***

To jest trzecia strona tej recenzji i naprawdę nie powinniśmy tyle pisać o książce, którą się kupuje po to, żeby przeczytać w jeden dzień i natychmiast zapomnieć, ale jednak zmarnowano na nią sporo papieru, więc nie powinniśmy pomijać jej kilkoma znudzonymi frazami.

Podsumowując: to jest całkiem sympatyczna książka, zdecydowanie bardziej na czytnik lub wypożyczona, bo życia zdecydowanie nikomu nie zmieni. Nadaje się na prezent dla praktycznie każdego czytającego, szczególnie gdy zupełnie nie znacie jego charakteru i preferencji. Np. na Wigilię klasową. Albo nagrody książkowe. Może nie sprawdzić się jako relaks, nas nieszczególnie zrelaksowała, raczej zmęczyła, ale to dlatego, że jesteśmy wredni i łatwo się nudzimy. Nie musicie się nas słuchać. Aha, bardzo doceniamy autora za taki pomysł promocji księgarni. Chętnie wpadniemy, jak znajdziemy gdzieś bardzo tanie loty/teleport/dużo pieniędzy na ulicy.

A za książkę musimy podziękować, po pierwsze Bardziej lubię książki niż ludzi,  od której ją dostaliśmy w ramach rozdania na insta, po drugie Piotrowi, na którego adres ją wysłaliśmy, z braku adresu własnego, i sąsiadce Piotra, która ją ostatecznie odebrała od listonosza. Dziękujemy! Zamierzamy puścić książkę w dalsze, ekscytujące przygody, więc jeżeli ktoś z Was jest z Poznania i chce ją dostać, zapraszamy do kontaktu! (Za darmo, musisz tylko się z nami zgadać i przyjść pod akademik. Serio. Książkami chętnie szastamy na lewo i prawo.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia