Plany? Jakie plany? Przecież ja nie wiem, co będę robić jutro. Nawet postanowień noworocznych nie mam, bo wychodzę z założenia, że cokolwiek się stanie, to się stanie. Jak się stanie coś dobrego? To miło. Stanie się coś złego? Zdarza się. Coś człowieka musi w życiu spotykać, bo inaczej byłoby śmiertelnie nudno i życie straciłoby nawet te wątłe, wymyślane przez nas sensy. O dziwo jednak plany książkowe mam, gdyż nadzwyczaj często zdarza mi się, że chcę coś przeczytać, coś powtórzyć, coś się nauczyć, i zapominam w natłoku innych ciekawych tematów. I potem ląduję z jedną książką przeczytaną z całej serii albo z bogatą wiedzą na temat snajperstwa, ale nijaką na temat czołgów, bo do książki o czołgach nie doszłam. No hej, mogą mnie mijać w życiu wielkie szansy i okazje, ale nie mogą mnie mijać książki, szanujmy się.
Powierzam więc Wam moje plany i pomysły czytelnicze, nad którymi myślałam całe dziesięć minut, proszę o docenienie tej tytanicznej pracy i w ogóle, oraz zezwalam na inspirowanie się, czytanie czegoś szybciej niż ja i próby spoilerowania mi tego (jestem prawie spoileroodporna, ale o tym kiedy indziej).
Książki, które przeczytam po raz kolejny
Cały „Wiedźminˮ Sapkowskiego.
Gdy tylko mogę, pałętam się po konwentach i udaję, że jestem fajna, jednocześnie wysłuchując, jak moi znajomi z tysięczną już osobą śmieszkują z Sapkowskiego i jego reakcji na wiedźminowe gry. Nigdy nie grałam, ale mogę Wam powiedzieć, że zaczyna się od wielkiej modliszki na magicznej smyczy, bo słyszałam to nawet więcej razy niż „No dam pani trzyˮ. No więc tego, popkultura postrzega już Wiedźmina głównie przez pryzmat gier i narosłego wokół fandomu, i zapewne większość graczy oryginału książkowego nie czytało. Co ja zasadniczo mam gdzieś. Ale uważam, że Sapkowski jest dobry. W końcu jest człowiekiem, który napisał „Trylogię husyckąˮ. Sorry, ale Geralta tylko lubię, a Reynevana ubóstwiam. Trylogię jeszcze będę recenzować, bo naprawdę jest tego godna. Wiedźmina zamierzam przeczytać po raz kolejny, żeby już trzeźwym, a nie nastoletnim okiem ocenić, czy jest to książka godna szumu, który narobiła (i żeby mieć o czym dyskutować na konwentach, rzecz jasna).
Gdy tylko mogę, pałętam się po konwentach i udaję, że jestem fajna, jednocześnie wysłuchując, jak moi znajomi z tysięczną już osobą śmieszkują z Sapkowskiego i jego reakcji na wiedźminowe gry. Nigdy nie grałam, ale mogę Wam powiedzieć, że zaczyna się od wielkiej modliszki na magicznej smyczy, bo słyszałam to nawet więcej razy niż „No dam pani trzyˮ. No więc tego, popkultura postrzega już Wiedźmina głównie przez pryzmat gier i narosłego wokół fandomu, i zapewne większość graczy oryginału książkowego nie czytało. Co ja zasadniczo mam gdzieś. Ale uważam, że Sapkowski jest dobry. W końcu jest człowiekiem, który napisał „Trylogię husyckąˮ. Sorry, ale Geralta tylko lubię, a Reynevana ubóstwiam. Trylogię jeszcze będę recenzować, bo naprawdę jest tego godna. Wiedźmina zamierzam przeczytać po raz kolejny, żeby już trzeźwym, a nie nastoletnim okiem ocenić, czy jest to książka godna szumu, który narobiła (i żeby mieć o czym dyskutować na konwentach, rzecz jasna).
Dokończyć serię
Mam pomysł na dwie: „Świat Dyskuˮ Pratchetta oraz „Sulinaˮ Wydawnictwa Czarnego.
„Świat Dyskuˮ to miłość na całe życie, ostrzegam każdego, kto zamierza zacząć czytać. Te charakterystyczne okładki są ze mną jeszcze od czasów przedhistorycznych, gdy to mama rozkładała je po całym domu w strategicznych miejscach i czytała tacie na głos co zabawniejsze fragmenty. Gdy nauczyłam się czytać było oczywiste, że dostanę do ręki któryś tom „Świata Dyskuˮ, i w tym momencie było już też przesądzone, że dziesięć lat później będę miała na półce calutką kolekcję. Boję się ją skończyć (bo co wtedy będę robić..?), ale kiedyś trzeba wygrać ze swoimi lękami.
„Sulinaˮ to seria Wydawnictwa Czarnego skupiona na Europie. Całej nie przeczytam, liczy sobie 69 pozycji... Ale mam już trzy (o Polsce, Węgrzech i Białorusi), a przeczytałam cztery, i zamierzam skupić się na najbliższych sąsiadach Polski i EuropieWschodniej. Wychodzę z niemodnego dzisiaj założenia, że najpierw się czyta, a potem się jedzie, a tym czymś do czytania absolutnie nie powinien być przewodnik turystyczny. Polecam właśnie reportaż połączony z podręcznikiem do historii. Przepraszam wszystkich podróżników i miłośników telepania się po świecie z dolarem w kieszeni – ja jestem turysta historyczny.
Autor, wokół którego będę się kręcić
Lem! Po przeczytaniu jego biografii: „Lem. Życie nie z tej ziemiˮ zdałam sobie sprawę że: a) nic o nim nie wiedziałam, b) tak naprawdę nic nie zrozumiałam z jego książek, c) pani doktor, z którą mam jedne zajęcia, jest lemologiem d) czyli ja też mogę zostać po tych studiach lemologiem i totalnie legalnie zajmować się jego książkami całe życie, mówiąc, że to dla dobra nauki. W tym roku polecą więc książki i Lema, i o Lemie.
Dukaj. Uważam go za jednego z najciekawszych pisarzy s-f w Polsce. I, podobnie jak u Lema, prawie go nie znam. Więc skupię się na książkach o nim i może wreszcie dokończę „Króla bóluˮ (idealny tytuł na czytanie w czasie sesji!) Czasami mam wrażenie, że Dukaj żywi się mózgami czytelników, bo kończę jego książki w stanie totalnego rozkładu intelektu.
Książka z wydawnictwa, którego wcześniej nie czytałam
Dukaj. Uważam go za jednego z najciekawszych pisarzy s-f w Polsce. I, podobnie jak u Lema, prawie go nie znam. Więc skupię się na książkach o nim i może wreszcie dokończę „Króla bóluˮ (idealny tytuł na czytanie w czasie sesji!) Czasami mam wrażenie, że Dukaj żywi się mózgami czytelników, bo kończę jego książki w stanie totalnego rozkładu intelektu.
Książka z wydawnictwa, którego wcześniej nie czytałam
Ha!art, ale nie ręczę, co z tego wyjdzie. Wydawnictwo jest częścią Korporacji Ha!art która sama o sobie pisze „Wszystko, co się nie opłaca: wydawnictwo, księgarnia, portal, postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej.ˮ Wydają rzeczy takie jak „Notes dla ludzi uczulonych na gluten i laktozęˮ czy „Sezon grzewczyˮ – książkę napisaną przez miasto Kraków. Nie mam żadnej ich książki, bo wybranie jednej jest niemożliwe; jedyną dobrą opcją wydaje się zamieszkanie im w magazynie.
Książka, którą miałam przeczytać sto lat temu
„Futu.reˮ Glukovskiego oraz trylogia „Algorytm wojnyˮ Michała Cholewy, czyli same lekkie czytadełka, kiedyś też trzeba się nimi nacieszyć, gdzieś między Weintraubem a Jodłowską. Glukovskim interesowałam się w liceum, na fali czytania ze znajomymi „Metraˮ, deptania sobie nawzajem po glanach i chodzenia do szkoły z nożami. Wydaje mi się jednak, że pisze na tyle dobrze, żeby dzisiaj też mnie zainteresować. Podobnie Cholewa, w mojej świadomości pojawił się jako „syn Jedynego Prawego Tłumacza Pratchettaˮ (mam niesamowity szacunek do Piotra Cholewy za tłumaczenie „Świata Dyskuˮ) który napisał jakieś mocno militarne książki s-f. Jeżeli geny działają dobrze, to powinny być książki na poziomie, nawet dla nudnego człowieka, który teraz chodzi z pomadką, a nie nożem w kieszeni.
Książki naukowe lub popularnonaukowe
„Futu.reˮ Glukovskiego oraz trylogia „Algorytm wojnyˮ Michała Cholewy, czyli same lekkie czytadełka, kiedyś też trzeba się nimi nacieszyć, gdzieś między Weintraubem a Jodłowską. Glukovskim interesowałam się w liceum, na fali czytania ze znajomymi „Metraˮ, deptania sobie nawzajem po glanach i chodzenia do szkoły z nożami. Wydaje mi się jednak, że pisze na tyle dobrze, żeby dzisiaj też mnie zainteresować. Podobnie Cholewa, w mojej świadomości pojawił się jako „syn Jedynego Prawego Tłumacza Pratchettaˮ (mam niesamowity szacunek do Piotra Cholewy za tłumaczenie „Świata Dyskuˮ) który napisał jakieś mocno militarne książki s-f. Jeżeli geny działają dobrze, to powinny być książki na poziomie, nawet dla nudnego człowieka, który teraz chodzi z pomadką, a nie nożem w kieszeni.
Książki naukowe lub popularnonaukowe
Jakoś nie znalazłam jeszcze bloga książkowego o książkach naukowych i nawet to rozumiem – popularności na takiej tematyce się nie zbuduje, kolejny romans albo schematyczna powieść dla egzaltowanych nastolatek sprzeda się o wiele szybciej i spowoduje, że wydawnictwa będą nas kochać. Sama też nie zamierzam takich książek recenzować, bo primo nie umiem, secundo – nie chcę wyjść na snoba. Ale jak najbardziej czytam sobie dla przyjemności takie potworki. W tym roku stawiam na lemologię, mój ulubiony od dawna temat śmierci i samobójstw, wracam do literatury cyfrowej i kontynuuję tematykę mistyki, kabały, alchemii i hermetyzmu, którą chwilowo zajmuję się ze względu na temat pracy semestralnej (Bóg w dziełach Mickiewicza).
Dopiero kiedy to spisałam uświadomiłam sobie, ile rzeczy bym mogła robić w życiu, gdybym nie była leniwą, smutną bułą nieogarnięcia.
Dopiero kiedy to spisałam uświadomiłam sobie, ile rzeczy bym mogła robić w życiu, gdybym nie była leniwą, smutną bułą nieogarnięcia.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz