11 lutego 2018

Czasopisma vol. 1




Tygodniki, miesięczniki, dwutygodniki, dwumiesięczniki, kwartalniki i co jeszcze sobie wymyślicie. Zbiór krótkiej formy z tematyką, zainteresowaniami i celami wypisanymi już na okładce. Wydają je instytucje naukowe tak poważne, że głupio mi zostawić serduszko pod ich wpisem na fb, oraz zupełni amatorzy, wśród których, na wzór zespołu, ten najbardziej przebojowy pisze teksty, ten artystyczny robi zdjęcia, a ten nudny korektę. Nie trzeba mieć pieniędzy na drukowanie ich. Można publikować je w internecie. Można wcisnąć w szkole, że koniecznie potrzebujecie czasopisma szkolnego, a potem pisać w nim co dusza zapragnie. Analogicznie można pokręcić ze swoim uniwerkiem, fandomem, klubem, każdą grupą zorganizowaną. Czasopisma żyją wśród ludzi. Czasopisma są wszędzie. Uwielbiam czasopisma. Dostarczają wiedzy i rozrywki często niedostępnej gdzie indziej, są tanie lub za darmo i dają niesamowite możliwości rozwoju. Chociaż, jeżeli ograniczysz się tylko do tego, co stoi w Empiku na półce, możesz się troszeczkę rozczarować. 

Czasopisma dzielę umownie na trzy rodzaje. Pierwszy to te dostępne w internecie w formie portali, blogów itd. (nazywam je czasopismami bardzo umownie, dla ułatwienia). Tu będzie dwutygodnik.com czy "Kultura u Podstaw". 
Drugi rodzaj to takie, które są w internecie za darmo, ale można je też pobrać w formie pdf. albo kupić wersję papierową, jeżeli Ci się akurat uda. Tutaj "Smokopolitan" czy "Kontent".
Trzeci rodzaj to papierówki, takie tradycyjne, drukowane, które można dostać w Empiku (czego ja jak zwykle nie robię, stawiając na kioski, ale zapewne dla wielu Empik to jedyna opcja).

Na dobry początek zajmijmy się grupą trzecią, która ze zrozumiałych powodów finansowych jest najmniej liczna w moim życiu, i o której niestety regularnie zapominam, więc nie mogę powiedzieć, żebym miała jakąś specjalnie cudowną kolekcję (zresztą, nie zmieściłaby się u mnie pod łóżkiem). 

„Nowa Fantastyka”

Kilka, może kilkanaście lat wstecz. Mała ja czekam z niecierpliwością, aż dziadek wróci z miasta. Zawsze przywozi mi nowy numer. Na wsi nie da się dostać takich rzeczy, są tylko czasopisma dla gospodyń domowych: „Moje Kwoki”, „Piękny Ogród” czy takie tam, oraz te dla panów, zakrywane subtelnie kartką papieru z napisem 18+ i stawiane na najwyższej półce, ale ja jestem bardzo wysokim dzieckiem, więc i tak wiem, o co chodzi. Wyczekiwanie na nowy numer ma w sobie coś mistycznego. Kształtuje mnie od najmłodszych lat, za co jestem „NF” bardzo wdzięczna...

No dobra, prawdą w powyższym opisie jest tylko to, że na wsi nie da się nic dostać. Ostatnio czytałam kogoś wspomnienia w takim stylu i zatęskniłam za tym, czego nie było. Fantastyką najlepiej zarażać się w młodości, tak myślę, gdy ma się otwartą głowę i pierwszy raz słyszy się o elfach, podróżach na księżyc i bohaterach ratujących księżniczki. Nie widzi się kiepskiego stylu wielu pisarzy nie widzi się głupich tez, rozpadającego się w szwach świata przedstawionego, stereotypów – widzi się przygodę, przygoda jest najważniejsza i najcudowniejsza.

Ale zaczęło się tą całą przygodę nieco za późno, już po poznaniu Pratchetta, już na tym etapie, gdy bardziej kpisz i szukasz, niż łykasz wszystko, co ci podadzą. Było się niewdzięcznym neofitą, przekonanym o swoim wybornym guście do literatury, było się neofitą jednak bardzo zagubionym w świecie milionów lepszych i gorszych książek, filmów, seriali, komiksów, gier...
I właśnie do tego przydają się konwenty (o których na pewno będę pisać, bo to jedna z nielicznych rzeczy które kocham na dobre, na złe i na koedukacyjne prysznice) oraz takie pisma jak „Nowa Fantastyka”. Do rozróżnienia. Do pomacania po okładce. Posłuchania, co na ten temat mają do powiedzenia starzy wyjadacze.

Można by narzekać. Że nigdy nie wiadomo, jakie opowiadania się trafią, że wśród wielu przeciętniaków trafia się jedno dobre; że elementy felietonistyczne nie są specjalnie zachwycające, że to samo znajdzie się w internecie. Tak, przyznaję rację. I opowiadania, i artykuły na różne tematy znajdziesz w internecie, bo papierowe czasopismo nie jest w stanie udźwignąć tak szerokiego materiału jak fantastyka i fantastyka naukowa, i komiksy, i gry itd. Ale samodzielne poszukiwania interesujących nas rzeczy też do najłatwiejszych nie należą.

„Nowa Fantastyka” jest świetną podstawą. Jest „zapożyczoną” nostalgią za „dawnymi czasami” zbierania papierowych czasopism. Pozwala wyłapać ciekawych autorów oraz obiecujące debiuty i skutecznie stalkować ich potem po bibliotekach i w tanich księgarniach.
Jak na dyszkę miesięcznie to jest zaskakująco dobry interes.

PS. Ale mogliby dodawać plakaty czy coś. Moje wewnętrzne dziecko tęskni za czymś w rodzaju plakatów Nirvany w Bravo.

miesięcznik; 9,99 zł

„Książki. Magazyn do czytania”

W środowisku księgarsko-recenzencko-kulturalnym jestem dość ogarnięta i staram się na bieżąco śledzić obecne trendy, nowości i przepychanki. Jednak znowu – ten autorytet słowa drukowanego! „Książek” nie darzę taką estymą jak „NF” i przeważnie kupuję je przeterminowane, nieaktualne i spóźnione, bo zapominam albo szkoda mi kasy i łudzę się, że powstrzymam się przed rzucaniem hajsem na widok wszystkiego, co ma okładkę i zwierciadło zadruku.

„Książki” pomagają mi ułożyć sobie w głowie obecny rynek wydawniczy i znaleźć nowe tropy i zainteresowania. Największy błąd, największa tragedia, to zamknąć się w jednym gatunku, w jednej estetyce, w jednym kraju czy pisarzu. I mimo to nadal wciskać, jaki to jesteś fajny i inteligentny, bo umiesz odcyfrowywać literki.

Dlaczego akurat „Książki”? Bo jednak jestem trochę leniwa (i trochę biedna), i niekoniecznie stać mnie na kupowanie wszystkiego o książkach, co wychodzi. A akurat ten magazyn jest teraz dwumiesięcznikiem (bardzo wygodnie) i jest bardzo kiepsko aktualizowany w mojej bibliotece, więc już lepiej kupić. Inne dziwa mogę sobie czytać na Ratajczaka, a tej nieco przerażającej i odrealnionej czytelni wyłożonej ciemnym drewnem, w której zawsze mam wrażenie, że jestem bohaterką jakiegoś obrazka okolicznościowego.

Co może w „Książkach” irytować? Że tak powiem, opcja polityczna, bo jednak jest to magazyn związany z „Gazetą Wyborczą”, i nie udawajmy, że nie jest skierowany do grupy odbiorców o określonych poglądach. Zawsze będzie więc nieco zamknięty w swoich przekonaniach i swoim, że tak powiem klimacie intelektualnym. Ale jeżeli nie mamy zdecydowanie innych poglądów to możemy się na to nie spinać albo w ogóle tego nie zauważać, bo też po co. W klimatach prawicowych nie znam żadnej gazety, która dobrze pisałaby o kulturze. No ale jestem młodym słoikiem z Poznania, więc przez większość czasu tonę w lewicy i mogę nie znać innych klimatów.

Nie przeczytacie w „Książkach” o każdej nowej publikacji i nie zbudujecie sobie gustu do literatury, ale nad internetem mają tę przewagę, że są pisane przez ludzi faktycznie wykwalifikowanych i znających się na rzeczy.
PS. I mają świetny papier.

dwumiesięcznik, 11 zł chyba

Czasopisma papierowe są lekkie, sympatyczne i łatwo zwijać je w rulonik, by atakować pająki i ludzi, więc mają kilka niezaprzeczalnych zalet. Świetnie nadają się też na podróże pociągiem (jedna „NF” to dla mnie droga z Poznania do Krakowa) oraz na ten czas sesji, kiedy nie masz czasu na oddychanie, a co dopiero czytanie, ale chciałbyś nie zostać analfabetą literackim. Ładnie i staroświecko wyglądają pod łóżkiem i można je dewastować bez komentarzy ludzi, którzy mają fioła na punkcie świętości papieru. Nie należę do nich, huehuehue. Ale czy w erze smartfonów mają prawo bytu? Szczególnie że starzy fani zapewniają nas, że kiedyś to było, a teraz to sam szajs i w ogóle kijem by nie dotknął?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia