Książki uczą, książki bawią. Dzięki książkom mało
interesujące ziomki z podstawówki mogą wywyższać się nad kolegów tym, jak to
czytanie kiepskiej fantastyki wybitnie wpływa na ich IQ i przyszłe powodzenie
życiowe. W książkach zawarta jest jakaś bliżej niezidentyfikowana mądrość, i to
totalnie w każdej książce, nawet jeżeli tą mądrością jest przepis na pierogi
albo porady, jak książek nie pisać. Książki poprawiają wyobraźnię, książki
poszerzają horyzonty, książki to, książki tamto. Słyszę to od dzieciństwa i
zastanawiam się, skąd bierze się ten snobizm i przekonanie, że odcyfrowywanie
zapisanych kart dalej ci tyle bonusowych punktów dla mózgu, a np. patrzenie na
obrazki nie. A może to nie snobizm, tylko czysta prawda? Zebrałam się w sobie i
spisałam w kilku punktach, czego przede wszystkim nauczyły mnie książki.
1. Banany
Nie ma takiej podróży, w której nie przydałoby się kilka
bananów. Nigdy nie wsiadaj do pociągu bez nich! Najlepiej dopieraj ilość
bananów do ilości godzin podróży. Jeżeli zobaczycie gdzieś w bydgoskim pubie
dziewczynę z bananem, to zapewne jestem ja. Gdy normalni ludzie idą na kebaba o
czwartej nad ranem, ja idę z nimi pogryzając banana. O tym, że banany to
najpraktyczniejsze jedzenie na każdą podróż dowiedziałam się z... „Mikołajka”,
gdzie z niezrozumiałych dla mnie względów w podróż brało się banany i jajka na
twardo.
2. Wrogowie
Pamiętacie tą scenę (jest też w filmie) z Ogniem i mieczem,
gdy Bohun wiąże spitego Zagłobę w chlewie? Już czytając powieść bardzo
zastanawiałam się, jak to wyglądało, takie związanie „w szablę”, więc
oczywiście któregoś dnia wypróbowałam tą metodę na bracie (i miotle). Z badań
wynika, że jest całkiem skuteczna, pod warunkiem że się dobrze i mocno zwiąże,
bo w przeciwnym wypadku brat może się wyswobodzić i zemścić.
3. Chodzenie z nożem
Posiadanie własnego noża było wielkim marzeniem mojego
dzieciństwa, i idąc do liceum długo próbowałam przekonać rodziców, że powinni
pozwolić chodzić mi do szkoły z nożem sprężynowym dziadka (można było nim
ścinać cienkie brzózki!), bo Szwederowo to niebezpieczna dzielnica (to akurat
jest prawda) i muszę mieć jak się bronić. Przekonanie o niezbędności posiadania
ostrych przedmiotów i broni palnej wyciągnęłam oczywiście z przygód Tomka
Wilmowskiego. No bo jakby na Szwederowie ukąsił mnie jakiś dziki lokalny, to
trzeba by było szybko wyciąć ranę, żebym nie zaraził mnie genem Sebixów, to nóż
jest konieczny. Jasne i logiczne.
4. Studenci medycyny
Wiele książek wskazuje na to, że studenci medycyny to
najniebezpieczniejszy i najbardziej fascynujący gatunek na świecie. Studenci
medycyny zawsze mają gdzieś ludzkie szczątki w mieszkaniu, czasami używają ich
w warunkach bojowych, dręczą nerwowe paniusie, udają martwych, spuszczają się z
okna na krześle, mnóstwo się uczą, piją niesamowicie czarną kawę z żołędzi
(moja współlokatorka ma kawę z żołędzi, czysta ohyda!) i ogólnie są strasznie
cool jak się jest gimnazjalistą i czyta „Lalkę”.
5. Pójście na edytorstwo to totalnie dobry pomysł
Tak, wybrałam kierunek studiów przez przeczytaną w
dzieciństwie książkę, której bohaterka przeprowadza się z synkiem do schowanej
w lesie wsi i pomiędzy robieniem korekt
walczy z demonicznymi siłami, kumpluje się z duchem nazisty i takie tam.
Książka przeciętna, ale uświadomiła mi, że jest ktoś, kto robi korektę w
książkach, a do tego pracuje w domu na komputerze i ma dużo wolnego czasu żeby
walczyć z siłami zła. Wymarzona praca dla mnie!
6. Naukowcy są strasznie cool
Ludzie, którzy mają wiedzę są super fajni, bo potrafią
przeżyć samotnie na bezludnej wyspie, nie mając nawet noża, dotrzeć do wnętrza
ziemi i budować niesamowite podwodne statki, a do tego nauka daje im
nieskrępowaną wolność, wyzwania i bardzo ciekawe życie. Juliusz Verne zadziałał
na pacholęcą mnie dokładnie tak, jak zapewne chciał, czyniąc ze mnie małego
pozytywistę i miłośnika nauk wszelakich, stawiającego wiedzę i inteligencję
jako najważniejszy wyznacznik bycia cool.
7. Bycie pozytywistą grozi gruźlicą
Czasami wracam sobie z korepetycji, które daję różnym
dzieciakom w Poznaniu, wiatr wieje i targa mi dziurawy nieco płaszcz, a ja,
dręczona nagłym kaszlem zastanawiam się, ile mi jeszcze zostało... Każde
zbliżenie się do pozytywistycznego ideału (działacz, aktywista społeczny,
ubogi, najlepiej student) jest równoznaczne ze skazaniem człowieka na śmierć z
powodu gruźlicy albo jakiejś gorączki; nie istnieje przecież coś takiego jak
zadowolony z życia i ładnie układający sobie życie pozytywista.
8. Dobre uczennice
Jeżeli jesteś dobrą uczennicą i nie masz problemów z
przyswajaniem wiedzy, prawdopodobnie nigdy nie znajdziesz chłopaka, bo biedak,
nie mogąc ci pomagać w lekcjach, nie będzie mógł też uświadamiać ci swojej
męskiej dominacji nad twoją jakże niedoskonałą płcią zbierającą same dwóje z
matmy. A bez tego w ogóle nie będzie wiedział, jak do ciebie zagadać, no i w
zasadzie po co komu dziewczyna, nad którą nie można dominować intelektualnie.
Niedoczekanie.
A do tego jesteś nudna. Dwóje z matmy dodają życiu uroku i
pikanterii.
Ten wpis w ogóle by nie powstał gdyby nie banany, pociąg do Bydgoszczy i fakt, że musiałam coś szybko napisać przed wyjazdem w góry, żeby zachować zasadę publikowania co pięć dni (ambitnie!)
Serdecznie dziękuję bananom.
Wpis wrzuca się automatycznie, bo ja jestem w górach i nie istnieję w social mediach. Do zobaczenia wkrótce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz