10 września 2018

Lektury szkolne, czyli czemu nienawidzę pewnego bociana




Tytuł jest zupełnie niezgodny z regułami pisania dobrych tytułów w internecie i zupełnie bezsensowny, gdyż sam wpis powstał w celach bardziej humorystycznych niż np. umoralniających. . Zakładając bloga obiecywałam sobie, że żadnych głupich tagów, przecież te wyzwania to zabawa dla nastolatek kurde, a ja jestem POWAŻNYM STUDENTEM i już LEGALNIE SOBIE SZKODZĘ na różne sposoby, więc sami rozumiecie, blog takiej Poważnej Persony nie może być zaśmiecany tagami. Ale to było silniejsze ode mnie... Powaliło mnie jak jedzenie parówek mimo deklarowanego wegetarianizmu i jak czipsy do piwa w sobotni wieczór, to jest wiem, że nie, ale jednak tak.

Postanowiłam zrobić jak z czipsami, to jest wziąć te równie kaloryczne, ale z batatów i strasznie drogie, więc na pewno zdrowe, no i w skrócie to postanowiłam połączyć formę tagu o lekturach szkolnych, do którego nominowała mnie Kasia z Pozaświatów z wpisem o tym, co myślę o lekturach szkolnych i co chciałabym z nimi zrobić.

Zdjęcia będą śmiszne, bo przedstawiają typowe obrazki z mojego liceum oraz mnie, w jakości typowej dla telefonów w roku 2013. W którymś momencie człowiek był przekonany, że zawsze będzie fanem Farben Lehre, a na studiach będzie grać w zespole rockowym, machając długimi włosami przy gitarowych riffach. Ja z 2013 byłaby nieco zawiedziona, widząc dorosłą, krótkowłosą siebie siedzącą w piżamie, słuchającą vaporwave i piszącą z ludźmi na messengerze jak jakaś typowa laska. 

Jak coś to jestem ja i piję kawę. Kosztowała w automacie 1,70 póki rząd się do niej nie dopieprzył. 


Moja ukochana lektura szkolna
Prawie wszystkie. Jestem dzisiaj takim polonistycznym snobem właśnie dlatego, że jako dzieciak kochałam lektury. Najpierw z powodu tego, że chłonęłam absolutnie każde słowo pisane, obojętnie czy były to Wysokie Obcasy, gazeta codzienna czy książka medyczna o seksie, porodach i wychowywaniu dzieci. Później zaczęłam dostrzegać w nich coś fascynującego, a trudności ze zrozumieniem pewnych rzeczy szalenie mnie motywowały.
Jak często zaznaczam na blogu, moją ulubioną książką ever, a przy okazji lekturą, jest „Lalka”. Poza tym wskazałabym całego Żeromskiego, „Jądro ciemności”, „Dżumę”, „Wesele”... Dobra, szybciej będzie, jak powiem że nie lubiłam książki „Ten obcy”, bo była o nudnych nastolatkach, a ja kochałam wtedy Jeżycjadę i L. M. Montgomery, i żadne inne książki obyczajowe nie mogły z nimi rywalizować.

Najgorsza lektura szkolna, jaką przeczytałem/-am, to…
No właśnie ten biedny „Ten obcy” nie jest zły, jest tylko niewyróżniający się na tle innych, podobnych mu książek. Czytałam masę książek obyczajowych, często dziejących się w podobnym czasie co „Ten obcy”, i nie wyróżniał się na ich tle (kochałam np. „Dziewczynkę spoza szyby” czy „Awanturę o Basię”). Faktycznie złej lektury nie pamiętam. 

(Pierwsza) lektura, której nie przeczytałem/-am, to…
Na złą drogę zeszłam w bardzo młodym wieku, to jest w trzeciej klasie podstawówki, gdzie lekturą były „Kajtkowe przygody”. Co ja miałam do tego biednego bociana to ja nie wiem! Uparłam się, że nie przeczytam i koniec, nawet nie wypożyczyłam. Ale bałam się bardzo, że ktoś to odkryje (byłam wzorową uczennicą). Zadanie domowe, polegające na opisie prac polowych na wsi, napisałam na podstawie nie książki, a wspomnień z dzieciństwa mojej babci. Nikt się nie skapnął.
Nigdy więcej nie ominęłam żadnej lektury. Studia się nie liczą.

Lektura szkolna, którą przeczytałem/-am więcej niż raz, to…
„Lalka” – trzy razy. Wszystkie, które dublują mi się na studiach. Pana Tadzia chyba też trzy razy. „Nie-boską komedię” wiele razy, „Dziady” z milion razy, bo pisałam o nich pracę, a często czytałam dla przyjemności. „Bajki robotów” ze trzy razy (u mnie były lekturą, ale nieprzerabianą na lekcji, bo polonistka słusznie uznała, że klasa nie sprosta takiemu wyzwaniu intelektualnemu).

Patron mojego liceum. Zgadnijcie, co to za morda.


Lektura szkolna, do której wróciłem/-am po latach…
Jak po latach, wyszłam ze szkoły dwa lata temu... Znowu będzie „Lalka”, „Nie-boska” i „Dziady”, zapewne w swoim czasie przeczytam wszystkie lektury od nowa (szczególnie jeżeli będę dawać korki). Uważam lektury za książki na tyle interesujące i wartościowe, żeby wracać do nich często w dorosłym życiu (i może w końcu niektóre zrozumieć).

Lektura szkolna, którą przeczytałem/-am zanim dowiedziałem/-am się, że jest lekturą, to…
Heh, jasne, że Wasza ulubiona „Lalka”. Oraz „Zbrodnia i kara”, którą mama mi poleciła gdy byłam w gimbie. Może jeszcze „Kamienie na szaniec”. Ale zazwyczaj czytałam książki właśnie dlatego, że były lekturami dla uczniów na wyższym levelu, a ja chciałam być tak inteligentna jak oni.

Lektura szkolna, którą udało mi się przeczytać dopiero niedawno, to…
„Nad Niemnem” – nie omawiano tego w mojej szkole. Przeczytałam dopiero na studiach i żałuję tej zwłoki. Niedługo będzie wpis o tym!

Lektura szkolna, która powinna zniknąć z kanonu, to…
Specjalnie sprawdziłam kanon lektur i wyszło, że ja totalnie co innego czytałam, szczególnie w podstawówce, z dzisiejszego kanonu znam może 1/6. Więc trudno mi się wypowiedzieć. Sporo lektur wywaliłabym do działu „rozszerzone”, dla klas humanistycznych. Szczególnie „Pana Tadeusza” i co trudniejszych pozytywistów i romantyków. Dałabym na podstawce więcej fragmentów i omawiania lektur bez czytania lektur, na zasadzie „W jaki sposób dana książka funkcjonowała w społeczności tego okresu, na jakie potrzeby odpowiadała, co zmieniała itd.”. Uczeń i tak przeczyta lekturę bezrefleksyjnie i interpretację trzeba będzie mu wbijać do głowy, więc po co ma ją czytać. Niech rozumie, co „Pan Tadeusz” zrobił dla świata i zna fragmenty, zamiast pamiętać „Lol, taka głupia książka gdzie cały rozdział zbierali grzyby, a potem ktoś dopisał trzynastą księgę i dopiero ona jest interesująca" (nigdy nie przeczytałam tej sławnej trzynastej księgi, ale uczniowie jakoś zawsze nią byli najbardziej zainteresowani). 

Autor: Basia Wysocka. Nie podlinkuję, bo chyba nie byłaby teraz dumna ze swych tablicowych prac z pierwszej liceum xD


Książka, która według mnie powinna być lekturą szkolną, to…
Więcej różnorodności ziomeczki! Czemu wśród lektur nie ma żadnego komiksu, powieści graficznej? Żadnej mangi? Czemu tak mało fantastyki i s-f, czemu pomija się współczesność, jakby zaprawdę „Legenda o św. Aleksym” więcej w życiu dawała niż książki pisane o nas i dla nas? Na rozszerzeniu w ogóle powinny być też różne eksperymenty literackie, poezja cybernetyczna, pasty internetowe, fanfiki i całe to tałatajstwo, które rodzi się nagle i zmienia nieco obraz naszej literatury (zaryzykowałabym też wprowadzenie fabuł niektórych gier jako zjawiska okołoliterackie). Warto byłoby też rozumieć, jakie książki są ważne dla pokolenia, i je wprowadzać. Np. dla mnie pokoleniową książką był Harry Potter, zresztą mój rówieśnik, a tymczasem gdy byłam w podstawówce pani zabraniała mi go czytać, bo to szatanizm i psuje mózg (ach ta legenda o tym, że jakiś chłopiec po lekturze książki wyskoczył przez okno, bo myślał, że może latać na miotle... moja wychowawczyni w podstawówce uwielbiała opowieści, w których dzieci robią sobie krzywdę). A dzisiaj dla większości moich znajomych (i to filologów polskich) to przygody Pottera, a nie „Lalka” były lekturą, która pchnęła ich do dalszego zgłębiania literatury. Ustalając lektury nie można być ślepym na trendy czytelnicze (te wartościowe).
Wiem, że to mocno idealistyczne, nie musicie mi tego uświadamiać.

Lektura dowolna to ostatnia lektura przerabiana w czerwcu na języku polskim. Nauczyciel nie podaje żadnych wytycznych, uczeń sam wybiera książkę, którą chce przeczytać i przedstawić klasie. Co sądzisz o idei "lektury dowolnej"?

I tu właśnie mam problem. W moi liceum raz mieliśmy taką akcję, że każda grupa przedstawiała jakąś wybraną książkę. Na profilu humanistycznym (w całkiem dobrym liceum) to działało. Ludzie dawali naprawdę spoko książki. Ale w podstawówce... Większość dzieciaków i tak nie czyta. Większość dzieciaków i tak ściągnie od kolegi albo przeczyta coś modnego i krótkiego, zapewne jakieś straszne gówno. Większość dzieciaków boi się występować publicznie przed klasą. Wiele dzieciaków specjalnie wybierze taką książkę, jak wszyscy, żeby nie odstawać i nie być wyszydzonym przez resztę. A pewna część dzieciaków, np. ja, dałaby pewnie jakąś dziką książkę, która przeraziłaby nawet nauczycielkę, i spowodowała u klasy głęboką traumę, a potem naturalne odreagowanie, czyli wyszydzenie danej osoby. Dla mnie ta akcja brzmi uroczo, ale za bardzo sensu w tym nie widzę. Lepiej już dać listę lektur nieobowiązkowych będących takim „poleceniem” – dla dzieciaków czytających, żeby mogły się inspirować, oraz zrobić na tyle ludzkie lektury, żeby dzieciaki nieczytające znalazły może coś zachęcającego do nie bycia analfabetami.
Lubiłam zakurzoną lemoniadę. 


A jak w ogóle powinien wyglądać język polski w szkołach?
To już coś poza tagiem lekturowym, to część moich przemyśleń, które postanowiłam wprowadzić jako element do dyskusji. Lektury lekturami, ale jak powinna w ogóle wyglądać edukacja literacka i językowa w szkołach? Ze swojej dzisiejszej perspektywy mam wrażenie, że w moim prywatnym świecie wyglądałoby to tak:

1. Osobnym przedmiotem jest literatura, obejmująca też literaturę światową. W dzisiejszym kanonie lektur jest trochę utworów zagranicznych, ale nie ma nic o np. historii literatury w innych państwach. A przecież nie wszędzie jest tak samo. Spojrzałabym na problem bardziej światowo. Tutaj też pojawiłyby się np. komiksy o superbohaterach i te bardziej ambitne, mangi, haiku, utwory charakterystyczne dla różnych obcych kultur, nobliści.

2. Osobno nauka o języku, prowadzone też w liceum, chociaż w niedużym wymiarze godzin.

3. I przedmiot, który mi, jako edytorowi, wydaje się straszliwie potrzebny, czyli literatura i kultura internetu. A przede wszystkim JAK SIĘ PISZE NA KOMPUTERZE. Zajęcia prowadzone przez polonistę, a nie jakiegoś informatyka ze skończoną tylko podstawówką (przepraszam, ale w życiu nie miałam dobrego informatyka; był to jedyny przedmiot, na którym ściągałam i oszukiwałam, bo nawet nie było mi głupio przed nauczycielem). Ludzie TOTALNIE nie wiedzą nawet tak podstawowych rzeczy, że nie stawia się spacji przed przecinkiem. Nie możemy puszczać kolejnych pokoleń w świat internetu bez tej wiedzy. Zamiast niezdarnie straszyć pedofilami na forach lepiej nauczyć dzieciaki, że w internecie też pewne reguły są, bo potem te dzieciaki zostają właścicielami sklepów internetowych, biznesów, robią reklamy, prezentacje dla firmy czy zakładają blogi, objawiając całemu światu „nie umiem pisać i poskąpiłem na korektę”. Pierwsze zajęcia – „Dlaczego Comic Sans to bardzo zły pomysł”. 

Co o tym myślicie? Piszę zupełnie na świeżo, temat nawet nie przedyskutowany ze znajomymi, więc jestem tym bardziej otwarta na sugestie i uwagi. 
Czy istnieje ktoś, kto tak samo jak ja kochał lektury szkolne? Nie chcę być jedyna na świecie :c. A może to kwestia świetnych polonistów?

Wszystkie fotki autorstwa Basi Wysockiej, ale podejrzewam, że generalnie nie uważa ich za wartościową własność intelektualną. Pozdrawiam.



Klasycznie zapraszam na instagrama oraz na fejsbuczki, jeżeli chcesz być bez trudu na bieżąco i patrzeć na zdjęcia beenek z głupimi podpisami. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia