24 stycznia 2019

Podsumowanie czytelnicze




Jak na razie, w 2019 jestem w połowie trzeciej książki, więc podsumowanie czytelnicze minionego roku jest idealnie umiejscowione w czasie akurat dzisiaj.

Podsumowanie czytelnicze jest o wiele fajniejsze niż blogowe. Jeżeli skursywieni są czegoś pewni w życiu, to tego, że czytać potrafią całkiem dobrze. Pocieszają się też odkryciem, że studia nie zniszczyły ich pasji do czytania, i nadal spełnieniem marzeń byłoby kilka miesięcy spędzonych tylko na czytaniu, rozmawianiu z przyjaciółmi i chodzeniu po górach (czyli w zasadzie wakacje, ale bez poprawek, pracy i fundowane przez jakiegoś bogatego oligarchę na przykład).

Koniec marzeń, przejdźmy do liczb (już nie cyfr, bo dostaliśmy zgłoszenia, że takie żarty z zasadami pisowni bolą naszych czytelników, a tego nie chcemy).

1_liczby

47 książek według lubimyczytac.pl. Ile naprawdę? Któż to wie. Trzeba doliczyć do tego artykuły, książki czytane fragmentarycznie i książki czytane po kilka razy, bo się miało poprawę egzaminu albo ktoś przekładał egzamin na późniejszy termin, a ja szybko czytałam jeszcze raz wszystkie lektury. Około 50 książek to wynik jak dla mnie standardowy, od kiedy jestem na studiach czytam co roku tyle samo. Uważam też, że czytam odpowiednio dużo książek, i nie mam specjalnych ambicji na zwiększanie rocznego wyniku. Czytać 100 i więcej książek rocznie będę, gdy nie będę musiała poświęcać 80% w ofierze uczelni.



2_opinie

Z wielkim zdziwieniem odkryłam, że napisałam jakieś plany czytelniczena 2018. Och.

Uświadomiły mi one dobitnie pewną dobrą, pozytywną zmianę w moim czytelnictwie – wreszcie nauczyłam się, że naprawdę lubię czytać to, co... czytam, a nie sobie wymyślę, że lubię czytać. Oraz że, chwała Bogu, wychodzę z pewnego szczeniackiego etapu, który niezmierne mnie dzisiaj żenuje swoimi próbami czytaniami militarnych s-f Bo Przecież Muszę Coś Czytać Dla Rozrywki i resztkami dawnych gustów, które bez sensu próbowałam reanimować. Pewne rzeczy się nie starzeją, np. nadal zamierzam powtórzyć sobie całego Wiedźmina i przeczytać cały Świat Dysku. To są książki, które zostaną ze mną na całe życie. Ale np. Glukhovski i owe nieszczęsne militarne s-f jak pięść do nosa pasują do onirycznej, psychodelicznej i pacyfistycznej mnie dzisiejszej.
Porzućmy więc stare plany i udawajmy, że ich nie ma i nigdy nie było.

Co czytałam w tym roku?

Największym, najbardziej spektakularnym i najmocniej mi potrzebnym odkryciem tego roku było rozpoczęcie czytania „Ziemiomorza” Ursuli K. Le Guin. Kto śledzi mnie na społecznościowych, ten wie. Recenzji jeszcze nie było, bo się jeszcze nie otrząsnęłam, plus zostały mi do przeczytania opowiadania. Le Guin jest dla mojej znękanej duszy jak miód na kaszel, ciepłe pierogi na śniadanie albo wegański fast-food o drugiej w nocy po trzech piwach. (czyli z jednej strony zbawcze, z drugiej ryzykowne i obiecujące, że ciało dusza zostanie po ich spożyciu w nieco innym stanie niż początkowy; nie obiecujące, że lepszym). Ostatni raz na takim haju lekturowym chodziłam, gdy w gimnazjum czytałam Trylogię, nie przesadzam.

Te bardzo mądre i kochane książki zabrały mi duszę, skierowały moje myśli na nowe tory i zrehabilitowały w moich oczach fantastykę jako gatunek nie tylko przygodowych, miałkich książeczek dla nastolatków.

To był dobry rok dla rehabilitowania fantastyki, bo w wakacje zaczęłam też "Władcę pierścieni". Przerwałam w połowie drugiego tomu (wrócę w ferie, obiecuję). Recenzję macie tutaj.

Z pozostałych świetnych książek pamiętam:

- „Pogankę” Żmichowskiej - nie spodziewałam się takiego kopa od literatury romantycznej, na pewno nie spodziewałam się takiego szaleństwa, takiej przesady i jednocześnie dobrego stylu i jakościowej literatury. Żmichowska będzie dla mnie kwintesencją tego, co kocham w romantyzmie;

- „Weiser Dawidek” Pawła Huelle, czyli Gdańsk zawsze pozostanie dla mnie miastem apokalipsy; bądźmy szczerzy, jeżeli czytasz książkę z odpaloną mapą Gdańska i marzysz o tym, żeby tam pojechać i odszukać miejsca przedstawione w powieści, to znak, że książka jest świetna;

- „Pantera”, Brecht Evens, czyli komiks który zmienił moje pojmowanie kolorów i przestrzeni w komiksie, i stworzył stałe poczucie zagrożenia przez kilkanaście stron (tutaj wpis o niej);

- „Nad Niemnem” okazało się jednak wciągającą obyczajówką z fajną główną bohaterką, i w ogóle fajnymi bohaterami, dobrym zakończeniem i takim ciepłem wewnętrznym, które rzadko spotykam w swoich lekturach (wpis o nim);

- pokochałam Marię Janion za „Wampira. Biografię symboliczną”, czyli jak pisać naukowym językiem o nekrofilii;

- zabiła mnie (ale pozytywnie) „Czarodziejska góra” Manna. Zrecenzuję, gdy uda mi się przeczytać ją ponownie, bo jak na razie jest to czysty mętlik w głowie. Ale wspaniały mętlik.



Najgorsze książki to te, które czytałam w wakacje w pracy (tutaj wpis), co jest dobrą nauczką, żeby nie czytać wszystkiego, co wpadnie w łapy.  Na tle roku słabo wypada też "Gambit" Cholewy (recenzja tutaj). Nie polubiłam się z Markiem Hłaską (obrzydza mnie jego stereotypowa męskość i podejście do kobiet), rozczarował mnie też wspomniany już Glukhovski swoim  "Witajcie w Rosji", książce tak nijakiej, że gdybym nie miała fotek śmiesznych ilustracji, to bym zapomniała, że ją czytałam.  Oraz oczywiście "Szpony i kły", zbiór grafomańskich opowiadań o świecie Wiedźmina. Jak widzicie, nie bez powodu narzekałam na swoje dawne przyzwyczajenia w kwestii czytania science-fiction i fantastyki kiepskiej jakości. Czasy Pilipiuka minęły bezpowrotnie, moi drodzy.

Sposób czytania książek ewoluował mi najbardziej, gdy poszłam na studia, jednak blog też przyczynił się do pewnych zmian. Przede wszystkim staranniej zapisuję, co ostatnio czytałam, i mam więcej motywacji do czytania książek „dla siebie” (nie lektur - na filologii polskiej czytanie nie tylko lektur jest trudne, ale istotne dla zachowania kontaktu ze światem/równowagi psychicznej). Dalej – już podczas czytania staram się wynotowywać spostrzeżenia i opinie, i to nie takie „naukowe”, tylko bardziej osobiste, skupione na moim indywidualnym odbiorze albo porównujące dany motyw z motywami z innych książek, bo takich właśnie informacji potrzebuję do napisania notki.

Nagle muszę mieć własne zdanie o tym, czy książka jest fajna czy nie, i umieć je uargumentować (znowu – to nie jest umiejętność, którą rozwijam na studiach). Bardziej patrzę też na warsztat, budowanie postaci, sceny kulminacyjne, błędy w tym – to wszystko, co jest istotne w popkulturze, a w lekturach akademickich nie bardzo.

Przed napisaniem recenzji czytam też, co o danej książce piszą inni blogerzy, bo pozwala to złapać dobre punkty odniesienia i napisać swój wpis jako krytykę czyjegoś wpisu (w końcu jesteśmy skursywieni, a nie mili), uzupełnienie czy polemikę. Albo odkryć „Ej, to serio tak jest, nie zauważyłam!”



Zakupy książkowe w tym roku były nadzwyczaj udane. Nie robię takich podsumowań co miesiąc, bo z racji warunków lokalowych kupuję mało książek; jak już, to tylko dobre.

Dwie książki udało mi się wygrać: Panterę i zbiór dzieł Bursy (który chwilowo pożyczyła siostra), i jestem przeszczęśliwa, bo to oszczędność ponad stu pln. Poza tym kupiłam:

- trzy tomy Le Guin;
- biografię podwójną Beksińskich
- najnowszy tomik Bąka (i dostałam za darmochę najstarszy)
- jeden numer Czasu Kultury
- Sontag „Przeciw interpretacji i inne eseje”
- ze dwa Lemy
- dwa komiksy, w tym "Maus"
- "Skrzywdzeni i poniżeni" Dostojewskiego w nawet akceptowalnym wydaniu
- pewnie coś jeszcze, ale nie pamiętam i nie prowadzę ewidencji


3_plany i cele

Jak wspominałam, uważam, że czytam dość dużo książek, i nie chcę obarczać się przesadną ambicją czytania ich jeszcze szybciej i intensywniej. Nie wyznaczam sobie żadnego wyzwania książkowego, aczkolwiek podświadomie dążę do tego, żeby mieć te 52 książki w roku. Takie to sympatyczne mi się wydaje, książka co tydzień jak kawa każdego poranka.

Wyzwaniem, które podejmuję, jest zapisywanie każdej książki na lubimyczytac.pl, bo to bardzo przydatne narzędzie i niezwykle porządkujące kogoś tak chaotycznego jak ja.

Co chciałabym przeczytać w 2019?

Plany na cały rok to trochę za wielkie plany, moim zdaniem. Gust książkowy płynny jest, do różnych lektur się dojrzewa, a z innych się wyrasta, jak widzę na przykładzie roku 2018. Więc jeżeli mówimy o planach, to raczej na najbliższe dwa miesiące, czyli styczeń i luty:

- dokończyć „Władcę Pierścieni”!
- dokończyć „Ziemiomorze” i wszystko Ursul K. Le Guin, co uda mi się dorwać w bibliotece;
- przeczytać coś popularnonaukowego – widzę obecnie wielką popularność tego gatunku, który uwielbiałam jako dziecko, a porzuciłam zupełnie jako dorosła, i czuję się trochę poza obiegiem. Interesuje mnie, czy faktycznie warto w ten sposób rozszerzać wiedzę, czy to jeszcze nie to, co mnie zadowoli.

Owocnego, mam nadzieję że już zaczętego roku czytania Wam życzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia